Uściski. Aurelia Blancard.
Lidia jest tłumaczką i mieszka we Francji. Pewnego dnia dostaje zlecenie z policji – ma przetłumaczyć list znaleziony u młodej samobójczyni. Treść listu wzbudza w niej podejrzenia. Czy pisząca chciała odebrać sobie życie? A może to szyfr? Kiedy przyjeżdża siostra zmarłej, Adriana, Lidia towarzyszy jej jako tłumaczka podczas przesłuchania na policji i oferuje dalszą pomoc. Mimowolnie wplątuje się w ciąg dziwnych zdarzeń i odkrywa coraz bardziej niepokojące sekrety z życia zmarłej dziewczyny. Jednocześnie w mieście zaczynają ginąć kobiety: samotne, nieznające języka, mieszkające z dala od rodziny – emigrantki
Jeżeli dobrniecie do ok. 170 strony, to wszystkie te wcześniejsze dłużyzny zostaną Wam wynagrodzone. Książka ciekawa zaczyna być dopiero pod koniec, ale zanim to nastąpi mamy opisy czarnych/mrocznych/zwisających/jak smoła chmur, które nadciągają nad miasto, rzężącego citroena oraz cały przekrój życia małżeńskiego głównej bohaterki Lidii, wraz z uczuciami względem teściowej, problemów gastrycznych psa, etc. aaa jeszcze nieudolne próby podrywu przez policjanta. Lubię poznawać bohaterów, wiedzieć kim są, jakie łączą ich relacje, bo jest to ważne, no ale bez przesady.
Pomijając szczegółowość, która po prostu zabiła tempo i wywołała we mnie mieszane uczucia względem dokończenia tej książki, to potem zaskoczyło, zaczęło się dziać, nabierać rozpędu i do samego końca się taki stan rzeczy utrzymał. Minusem są tu głównie bohaterowie, ich postępowania kompletnie nie mogłam zrozumieć. Przykład? Mąż Lidii pewnego dnia się pakuje i radośnie oznajmia żonie, że na kilka dni wyjeżdża (z tych kilku dni się robią chyba dwa tygodnie), niby na wieś do rodziców. Ona usiłuje się do niego dodzwonić, ale on ma wyłączony telefon, dzwoni do teściowej, a kiedy ta oznajmia, że go u nich w ogóle nie było, odkłada telefon... i zajmuje się innymi sprawami. Tak między wierszami zrozumiałam, że Lidia podejrzewała męża o romans i chyba po prostu uznała, że wyjechał z kochanką. I tyle.
Sama zagadka związana z listem była ok, chociaż autorka mam wrażenie, przesadziła z ilością osób, które w jakiś sposób do czegoś się przyczyniły, no i samo rozwiązanie całości przez kompletną amatorkę też wypada mało wiarygodnie.
Jeżeli chcecie, przeczytajcie, ale szału nie ma.
Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu.
O jej...do 170 strony powiadasz. Chyba już nie mam tyle cierpliwości do książek... Tym razem odpuszczę.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy :)
Fajna recenzja, ale jeśli szału nie ma, to się nie skuszę na książkę.
OdpowiedzUsuń