Jedenaste nie dotykaj. Moja historia przemocy. Laura Priestess.
Stron: 400
Data wydania: 13.10.2020 r.
Autorka porusza trudny temat wpływu bicia, którego doświadczała w dzieciństwie, często w miejsca intymne, na jej późniejsze problemy z seksualnością. Dopiero kiedy dorosła, zrozumiała i uświadomiła sobie, że jako dziecko była „seksualnie dojrzałą kobietą uwięzioną w ciele małej dziewczynki”.
Ciężko się czyta takie powieści. Krzywda wyrządzona w dzieciństwie, która kompletnie zmienia poczucie siebie, własnej tożsamości, nie tylko tej seksualnej, ale siebie jako człowieka. Jako osoby pełnowartościowej. Klaps, który przeradza w niezdrową fascynację, jedyne źródło zaspokojenia. Czytając, miałam wrażenie, że nie o samo bicie chodzi, choć ono jest ukazane jako pierwsza i najważniejsza przyczyna. Jednak tu zawiodło więcej — rodzina, środowisko, szkoła — w mniejszym lub większym stopniu doprowadzając do depresji, brzydzenia własnym odbiciem, myśleniem o sobie jako o czymś, a nie kimś. Spis traum i powolnego z nich wychodzenia jest jej największą wartością.
Konstrukcyjnie leży, napisana mocno chaotycznie, tak jakby autorka spisywała na bieżąco co myśli, a potem po prostu to wysłała. Nie ma chronologii, przeskoki są częste i to o lata, więc ciężko wyłapać związek przyczynowo-skutkowy wydarzeń. Często pojawiają się te same zdania, choć w innych miejscach. Ok, zgadzam się, że mogło to być przez emocje, z tym że tych emocji w książce nie ma. Tak trudna historia, z tak bolesnymi wspomnieniami, a zupełnie pozbawiona w niej człowieka, jego dramatu, który przecież śledzimy.
Nie polecę Wam jej, bo nie jest to lektura, którą się poleca lub nie. Jeżeli czujecie się na tyle silni, żeby podołać, to sięgnijcie.
Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Replika.
Czekam na swój egzemplarz tej książki.
OdpowiedzUsuń